chowanie odbijaczy. tylko potem problemy z ponownym wieszaniem

A tak powaznie, to drazni mnie zakaz gwizdania. Co to za pomysl na okazywanie szacunku dawnym czasom? Dlaczego mam sobie nie gwizdac, kiedy mam ochote i nikomu to nie przeszkadza?! Ale ja jestem rewolucjonista i dla mnie podnoszenie bandery czy stanie na bacznosc przy hymnie, sa rownie smieszne i puste, co blond laski w bialych kozakach.
Jesli chodzi o oddawanie szacunku ludziom za ich czyny, to sytuacja jest inna. Akceptuje gesty, poniewaz wewnetrzne odczucie jest dla nich niewidoczne, a to mile czuc, ze sie jest pamietanym (nawet jesli wiekoszosc osob poza gestem nie robi nic wiecej). Dlatego popieram np syreny o 'godzinie zero' kazdego roku, choc uwazam, ze powstanie bylo skrajna glupota i samobojczym aktem, ktory nie spowodowal nic oprocz zniszczenia miasta i smierci setek tysiecy ludzi. Popieram takie gesty, bo sa zewnetrznym sposobem okazania szacunku innym ludziom, za to co zrobili, co poswiecili.
Ale dawna tradycja wydawania komend gwizdem? W zaden sposob nie odnosi sie bezposrednio do tych, ktorzy zostali na wiecznej wachcie - czcimy tylko dawny zwyczaj. Rownie dobrze moglibysmy na codzien zwracac sie do siebie 'Wielmozny Panie' etc. dla uczczenia sposobow zwracania sie do siebie w epoce sarmatyzmu albo nosic kontusz. Dlaczego nie?


Poza tym denerwuje mnie, jak ludzie narzekaja, kiedy zetkna sie z bardziej komfortowym jachtem, wyposazonym w cos wiecej niz kambuz i koje, uwazajac, ze radio to zbrodnia, a juz telewizor, lodowka etc. to koniec swiata albo stwierdzajac, ze po co to komu - przeciez jest zbedne. Zupelnie, jakby w zeglarstwie chodzilo o to, zeby czuc 'trud', a kokpit to powinien byc tak niewygodny, jakby sie w nim siedzialo za kare i najlepiej do tego miec kilka par knag rozkoszy na laweczkach, tak zeby nie dalo sie uniknac usiadniecia na ktorejs z nich. Klima w samochodzie tez nie jest potrzebna zeby jechal do przodu, do tylu i skrecal, a jednak lubimy miec, na wypadek korka w 30stopniowym upale i zazdroscimy skurczybykom w lepszych furach ktorzy maja (mowie tu rowniez za siebie jak samochod to z klima, chyba, ze bede mieszkal na Alasce).

Po prostu nie rozumiem (i dotychczas nikt nie potrafil mi wyjasnic podstaw swojego rozumowania) dlaczego zeglowac nalezy w spartanskich warunkach, najlepiej jeszcze na jachcie, w ktorym na wachte trzeba zrobic ze 400 pompek. Nasi poprzednicy dali by sie pochlastac za komfort zeglugi, jaki mamy dzisiaj, wiec czemu zamiast sobie dalej uprzyjemniac zycie (w koncu bal mamy raz), chcemy nawiazywac do tradycji 'trudu' i czasow, kiedy zostanie zeglarzem oznaczalo szkorbut, choroby weneryczne, seks z kozami, ktore byly na statku etc. etc. Oczywiscie wyolbrzymiam, ale chodzi mi o probe zatrzymania 'komfortyzacji' i narzekanie, ze sie nie da. Jachty byly i beda coraz bardziej komfortowe i lepiej wyposazone. Zupelnie jak samochody. Co w tym zlego? Mnie sie ta tendencja bardzo podoba.

(moze to nie do konca jest zwiazane z etyka zeglarska, ale mam nadzieje, ze mnie Adas nie zbanuje, zwlaszcza, ze wiem, ze nalezy do osob, do ktorych sie tutaj zwracam)

Wybaczcie te wywody. Jakos tak samo wyszlo Dawno nie narzekalem, a przeciez Polak jestem z dziada pradziada.

Ostatnio edytowany przez Kula (2009-04-29 02:44:12)

odp na PW, nie chce rozmywac tematu.

Adam Zyszkowski napisał:

Nie zdajesz sobie sprawy w jakim stopniu te "zasrane" tradycje Cię ukształtowały.

o, mniej więcej o to mi chodziło.

A ja bym chciała, żeby jeszcze ktoś się odezwał w tym wątku

Ostatnio edytowany przez zyszkola (2009-05-02 00:09:29)

Adam Zyszkowski napisał:

Kula napisał:

A tak powaznie, to drazni mnie zakaz gwizdania. Co to za pomysl na okazywanie szacunku dawnym czasom? Dlaczego mam sobie nie gwizdac, kiedy mam ochote i nikomu to nie przeszkadza?

Kula, szukasz dziury w całym, trochę chcesz oryginała udawać...

Boże Narodzenie, Wielkanoc - do odstawki
Dzień dobry, do widzenia, machanie łapką do innej żaglówki, "cześć" w górach - zamieniamy na <pipipipi>
Spotkania noworoczne - to samo
spotkania wdalowe - wypad
.
.
.
.


można tak wyliczać jeszcze przez tydzień, albo dwa.
Nie zdajesz sobie sprawy w jakim stopniu te "zasrane" tradycje Cię ukształtowały. Odrzuć wszystko, będzie git.

Co ma piernik do wiatraka, ze sie tak zapytam?

Ja nie twierdze, ze mnie nie uksztaltowaly, ale jakos tak sie stalo, ze niespecjalnie mialem wplyw na to, co mnie uksztaltowalo, zwlaszcza na poczatku. Czy to znaczy, ze wszystko, co mnie uksztaltowalo musze akceptowac?

Pozostanmy przy zeglarstwie, zostawmy szersze tematy, bo forum nie wydaje mi sie odpowiednim miejscem. Chetnie o tym porozmawiam, ale to jak sie spotkamy. Ja po prostu nie rozumiem dlaczego mam nie gwizdac (wracajac stricte do tematu etykiety) ?!

a z tym tez jest jakas tradycja zwiazana czy tylko cos co ogolnie nazywamy 'przyzwoitosc'/'zdrowy rozsadek'?

Jak się tak zastanowię, to zdaję sobie sprawę, że chyba mało co mnie wkurza, albo że nie wiem co to wchodzi dokładnie w skład tej etyki ^^ W każdym razie, chyba zakładanie koszulek przy wjeździe do portu może być irytujące, ale czy aż tak, żeby z tego zrezygnować? Jak się przestrzega tych wszystkich zasad, to łatwo oddzielić się od "reszty" , "warszawki" czy jak tam kto woli. To chyba taki znak rozpoznawczy każdego żeglarza ta etykieta... moim skromnym zdaniem